25 marca 2015

Rozdział 2

Si amicus esse potes proditor - Jeśli możesz być przyjacielem, możesz być zdrajcą

   2011
- Podoba ci się ta sukienka? – Przechodziłam właśnie przez miasto razem z Gabe’m. Wskazał palcem na śliczną mandarynkowo-białą sukienkę z rękawami trzy czwarte. Oczami wyobraźni zobaczyłam swoje ciało otulone w ten materiał. Idealna pod każdym względem.
   - Kupisz mi ją? – rzuciłam jakby od niechcenia. Twarz chłopaka wykrzywiła się pokazując  niezadowolenie. Przesuwał wzrok z sukienki na mnie i z powrotem. Zastanawiał się czy blefowałam. Pod powieki wpłynęła mi nadzieja. Nadzieja matką głupich. Rozejrzałam się dookoła. Zmrok nie przeszkadzał ludziom w zakupach. Śnieg też nie. Są nieustraszeni? Każdy z nich miał na sobie grubą kurtkę i materiał owinięty wokół szyi. Byłam ciekawa, co to takiego. Nie znam się jeszcze na ludziach tak dobrze jak Gabe. Żyłam tu od dwóch miesięcy.
  „Głupiutka! Lou, miesiąc to dwadzieścia osiem, dwadzieścia dziewięć, trzydzieści lub trzydzieści jeden dni i nocy. Dzień i noc to dwadzieścia cztery godziny - od jednego wschodu to drugiego wschodu słońca” – Gabe tłumaczył mi to kilka godzin. Nie mogłam pojąć znaczenia czasu. Umieszczenie go w przestrzeni było dla mnie niemożliwe.
   Patrząc na biały puch zrobiło mi się zimno. Potarłam ramiona. Brudna sukienka na ramiączka, którą miałam na sobie, nie najlepiej chroniła moją skórę przed chłodem Ziemi.
   - Zimno ci? Może chcesz kurtkę i szalik? – zapytał, a w jego głosie zagościła tak dobrze mi znana sztuczna opiekuńczość. Zrobił trzy kroki dalej, aby wskazać mi znoszoną kurtkę wiosenną i cienki materiał. Rozszerzyłam oczy. To przecież nie jest żadna kurtka i szalik! A więc tak to się nazywa - szalik. Przynajmniej nie takie, jakie noszą teraz ludzie.
   - Ale to…to mnie nie ochroni przed chłodem! – wyszeptałam patrząc na ubrania. Materiał był zniszczony i brudny od plam, których nie da się już sprać. Ciucholandy. Mój tęskny wzrok powędrował ku ślicznej sukience. Od pasa w dół raziła biel, a w górę czysty odcień pomarańczu.
   - Wybieraj! – zagrzmiał czarnowłosy, a ja niespodziewająca się tego podskoczyłam ze strachu. Od razu przeniosłam swoją uwagę na niego.
   - Co? – przestraszona spytałam nie rozumiejąc żądania chłopaka.
   - Sukienka czy kurtka? Decyduj! – zagrzmiał. Zacisnęłam pięści na brzegu sukienki. Przez moją głowę przechodziły tysiące myśli. Ta sukienka. Taka śliczna… Śliczna…

***

   2015
   - Alex? – otworzyłam drzwi i zobaczyłam mojego menadżera.
Mężczyzna wszedł do apartamentu i rozejrzał się. Jego uśmiech zdradził mi, że jest zadowolony z wyniku swojej pracy, polegającej na znalezieniu mi dachu nad głową.
   - Podoba ci się tutaj? – zapytał, ale nie czekał na odpowiedź. – Zostaniesz tutaj jeszcze tydzień, po czym lecimy do Las Vegas. Załatwiłem ci tam koncert! – był z tego wyraźnie dumny. Ja za to trochę skołowana. Oczywiście jestem niezmiernie wdzięczna Alex’owi, że tak angażuje się w moją karierę, ale miałam wyraźne polecenie od Gabe. Musiałam zostać w Miami.
   - Szczerze mówiąc to miałam nadzieję na małe wakacje… - Moje słowa zdziwiły bruneta, a jego oczy niewyobrażalnie się powiększyły. – No wiesz, niedawno ten album, teraz mamy w planach kolejny… Mogę nagrywać tutaj, wyjeżdżać od czasu do czasu na koncerty… Ogólnie rzecz ujmując: chce mieszkać w Miami, chodzić do szkoły, ale nadal być piosenkarką. – zaczęłam swój monolog, uderzając o siebie dłoniami zaciśniętymi w pięści, jednocześnie chodząc w kółko.
   - Przecież miałaś zaśpiewać na koncercie sylwestrowym! Jeśli teraz zaniedbasz swoją pozycję, wszystko stracisz! Lou, myśl o przyszłości!– Zaczyna się! Uwielbiam „myślenie na przyszłość”, to coś, o czym mogę słuchać nom stop, za każdym razem, gdy zrobię coś, co może zaszkodzić mojej pozycji. Irytujące! – Nie dadzą ci zaproszenia, jeśli zechcesz sobie teraz „wakacji”!
  - Alex, słuchaj! Wiem, że jest to dla ciebie ważne, uwierz dla mnie też, ale muszę odpocząć! – Musiałam go przekonać do zamieszkania tu. Przez te trzy lata spędzone na Ziemi, nauczyłam się jednego. Wykonuj polecenia Gabe. Zawsze. – Będę śpiewać, występować, ale chce mieszkać tutaj, przynajmniej na razie. Chce chodzić do szkoły. Powinnam być w pierwszej liceum. Powinnam marzyć o byciu gwiazdą, a nie już nią być! Pozwól mi, chociaż chodzić do szkoły. – Jego twarzą zawładnęły dwie sprzeczne emocje. Z jednej strony chciał dla mnie jak najlepiej, spełniać każdą moją zachciankę, a z drugiej, chciał jak najlepiej dla mojej kariery. Czy, aż tak ważna dla niego była moja postać? Dlaczego? Czemu ludzie tak się przywiązują? Czemu mają taką potrzebę bliskości drugiej osoby?
    Na tworzy mężczyzny rozgrywała się woja, w której moje życzenia wygrywały. Przynajmniej na razie. Nie mogłam jednak pozwolić sobie na przegraną. Mam zadanie i tylko to się liczy. Tylko. „Do celu. Zawsze i wszędzie!”.
   Wiem, że nie uda mi się od tego uciec. Chociaż jest to moje marzenie, pragnienie, nie mam na to szans. Jeden test, jedno polecenie, a mój strach, zniszczył wszystko. Zniszczył mnie. Zostałam pozbawiona uczuć. Wyprana z emocji. Na zawsze przywiązana do Gabe. Nic nie warta, jestem tu i kłócę się z kimś, kim nie powinnam, z kimś, kto jest po mojej stronie. Jedyny. Ale robę to i wiem, że jest to niesłuszne. Wiem, ale i tak to robię. Dla siebie, bo jedyne, co mi zostało to egoizm.
   - Załatwię ci szkołę. Przygotuję wszystko i będziesz chodzić do liceum. – Z moich myśli wyrwał mnie spokojny głos czarnowłosego. – Ale mam jeden warunek. Będziesz rozgrywać osiemdziesiąt procent koncertów, jakie byłbym w stanie ci załatwić. – Spojrzeliśmy sobie w oczy. W jego widniała zaciętość, a w moich najprawdopodobniej szczęście i wdzięczność.
   - Dziękuję! – przebiegłam te trzy metry, które nas dzieliły i zarzuciłam chłopakowi ręce na szyje. Odwzajemnił uścisk. Wiedziałam, że dużo kosztowało go zgodzenie się na moje żądanie. Chociaż nie znał moich prawdziwych intencji, nie znał prawdziwej mnie, wierzył w każde moje kłamstwo. Wierzył we wszystko, w każdy dźwięk, który wydobywa się w moich ust. Zawsze.
Łatwowierność ludzi jest ich słabością. Wielokrotnie już ją wykorzystywałam. Wykorzystuję nadal. W takich samych celach. Śmierć. To mój jedyny cel.
   - Chcesz coś do picia? Jedzenia? – zapytałam wchodząc do kuchni. Machnęłam ręką, a na blacie pojawiła się filiżanka i szklanka. Nacisnęłam guzik uruchamiający czajnik. Dźwięk wydawany przez urządzenie zagłuszył odpowiedź Alexa, której nie potrzebowałam. „Kawę”. Z szafki nad zlewem wyjęłam słoik z kawą. Po chwili do naczyń trafiła odpowiednia ilość proszku. Skrzywiłam się od jego zapachu.
   Kawa to płyn, którego nienawidzę. Jej smak, zapach i uwielbienie ze strony ludzi jest obrzydliwe. Po co pić takie coś, czy komukolwiek to smakuje? Jakim cudem? Po raz pierwszy napiłam się kawy, gdy miałam trzynaście lat. Gabe usilnie mnie przekonywał, że to najlepszy ludzki napój. Oznajmiłam mu, że nie ważne, co zrobi i tak nigdy nie będę tego pić, ale po dwóch dniach musiałam pić to codziennie. Miałam przerwę i przez dwa lata, nie musiałam jej pić, ponieważ żyłam w ludzkim świcie, a nieczęsto spotyka się czternasto, czy piętnastolatki pijące kawę. Teraz według zarządzenia czarnowłosego muszę pić kawę. Ohyda. To kolejny punkt na dość długiej liście rzeczy, za które nienawidzę Gabe.
   Gdy woda się zagotowała zalałam ziarenka kawy. Do szklanki przeznaczonej dla chłopaka dosypałam cukier, natomiast do mojej filiżanki oprócz słodkich kryształków dolałam mleczko do kawy.
   Wzięłam naczynia i ruszyłam do salonu gdzie ze swoimi papierami (właściwie naszymi) rozłożył się brunet. Postawiłam przed nim kawę, a sama usiadłam na fotelu, podkuliłam nogi i zaczęłam sączyć mój napój.
   - Nad czym pracujesz? – Mężczyzna wziął dość duży łyk ciemnego płynu. Nakreślił jakąś kreskę na kartce, po czym podniósł na mnie wzrok. Wymieniliśmy uśmiechy.
   Uwielbiałam, jak się do mnie uśmiecha. Robią mu się wtedy delikatne zmarszczki wokół ust, co dodaje mu jeszcze uroku. Przeczesał palcami włosy. To też lubię. Ogólnie lubię wszystko, co jest z nim związane. Wszystko. Najbardziej jego. Nabrał powietrza. Zdecydowanie najbardziej lubię to, jak skupia na mnie swoją uwagę, ale czasami, aż za bardzo. Wiem, że przeze mnie nie ma życia prywatnego i stracił miłość swojego życia: Kitty. Jest mi z tego powodu strasznie głupio. Nie jestem warta takiego poświęcenia.
   - Dostałaś kilka ofert dotyczących koncertów. – oznajmił obracając komputer w moją stronę. – Większość jest charytatywna. Wiedzą, że jeśli zagrasz dużo zarobią. Są również dwa inne. W NY i Paryżu. Tego drugiego nie możemy przyjąć, ponieważ skoro chcesz chodzić do szkoły nie możesz pozwolić sobie na opuszczanie jej na zbyt długi czas. Natomiast jeśli chodzi o New York to wiesz, że to niezbyt bezpieczne miejsce. Muszę się zastanowić. – objaśniał mężczyzna, energicznie machając trzymanym w prawej ręce długopisem. Wzięłam następny łyk kawy, którą następnie odstawiłam na stół. – Kontaktowałem się z Samem. Chciał zaangażować cię w akcję „Bliżej sercu chorym na nowotwór”. Musiałabyś rozegrać siedem koncertów, plus autografy, podpisywanie płyt i tak dalej. Zszedłby na to cały dzień. Musimy brać pod uwagę również podróż w obie strony. Oczywiście zależy to od miejsca, ale musimy mieć na uwadze, że będziesz musiała odrabiać zadania.
    Nie przerwałam mu ani razu, ponieważ wiem, że zaczął opowiadać o planie doskonałym na najbliższe sześć miesięcy. Mówił jeszcze długo, długo, a ja w miarę uważnie go słuchałam. Czasem dopytywałam się o jakieś szczegóły. Obiecał, że jeszcze dzisiaj zadzwoni do mojego producenta – Sama Salager’a powie mu o mojej decyzji w sprawie szkoły.
   Sam jest jak mój tato. Przynajmniej tak określa moje relacje z nim Alex, a jemu wierze w każde słowo. Popiera każdą moją decyzję i wspiera mnie tak jak tylko może. Jestem mu za to wdzięczna. Dzięki niemu dostałam szansę na zabłyśnięcie, dzięki czemu Gabe przestał się nade mną pastwić i pozwolił wykonywać zadania.
   O osiemnastej trzydzieści skończyliśmy pracę na dziś, a Alex poszedł do siebie. Wcześniej umówiliśmy się na jutro. Nudziło mi się, a nie znałam miasta dlatego postanowiłam trochę pozwiedzać.
   Przebrałam się w jasne jeansy i białą bokserkę, założyłam czarny sweterek. Z tyłu sięgał delikatnie za talię, przechodził falami w przód, gdzie sięgał do połowy uda. Rękawy od łokcia były w szaro-czarne poziome paski. Do tego założyłam czarne buty na siedmiocentymetrowym obcasie i małą szarą torebkę na cienkim białym paseczku. Efekt dopełniły moje lśniące blond włosy, którym pozwoliłam swobodnie opaść na ramiona.
   Gotowa włożyłam do torebki telefon oraz portfel i wyszłam łapiąc klucze, które wisiały na wieszaku. Zamknęłam drzwi i do mojej torebki trafił kolejny przedmiot.
   Wyszłam przed budynek i rozejrzałam się dookoła. Była późna jesień i panował półmrok. Natomiast ulicami przechadzali się ludzie. Niektórzy trzymali się za ręce i byli pogrążeni w ciszy lub rozmowie, niektórzy szli w większych grupach radośnie rozmawiając, jeszcze inni szli samotnie zagubieni w swoich myślach lub rozmowie telefonicznej.
   Świat wydawał się taki idealny. Ale nie jest taki. Nigdy nie będzie. Owszem byłby, gdyby nie wojna Białego i Czarnego Nieba. Tak jest od zawsze i na zawsze pozostanie. Nikt nie jest w stanie tego zmienić, a na pewno nie ludzie.
    Ruszyłam w prawo oglądając się na boki i zapamiętując jak najwięcej szczegółów. Patrzyłam również na ludzi. Wszystkich. Znaczy nie jednocześnie. Po kolei. Na wszystkich po kolei. Miała w zwyczaju zwracać większą uwagę na ludzi bo to oni umierają, a nie otaczający ich świat.
   Po dziesięciu minutach doszłam do skrzyżowania, przy którym stała budka z koktajlami. Zamówiłam swój ulubiony: podwójnie truskawkowy. Pochłonęłam go w kolejnych pięciu minutach maszerując dalej natchnięta nową truskawkową siłą.
   Uznałam, że powinnam zaopatrzyć się e nowe ubrania, ponieważ dziewięćdziesiąt procent mojej garderoby to stroje, które są przeznaczone na wyjazdy i wyjścia publiczne. A pozostałe dziesięć procent dzieliło się na osiem i dwa. Ta większa część to stroje wieczorowe, a mniejsza to ubrania po domu. Musiałam więc niezwłocznie udać się na mego zakupy.
   Istnieje tylko jeden problem. Nie mam bladego pojęcia gdzie jest jakikolwiek sklep odzieżowy. Błądziłam przez chwilę po ulicach rozglądając się, ale moje wysiłki zdały się na nic.
Moją uwagę przyciągnęła niewysoka brunetka z bursztynowym ombre. Była w mniej więcej moim wieku, a w rękach trzymałam torby, z których wystawały ubrania. Zdecydowana ruszyłam w jej kierunku.
   - Przepraszam, mogłabyś wskazać mi drogę do centrum handlowego? – zapytałam, gdy znalazłam się dostatecznie blisko, żeby mnie usłyszała. Dziewczyna od razu podniosła na mnie wzrok. Jej bystre oczy zlustrowały mnie od stup do głów, a na twarz wpłyną szeroki uśmiech.
   - Mogłabym nawet pójść z tobą! – odpowiedziała wesołym głosem. – Al dzisiaj nie mogła iść ze mną, a sama nie lubię chodzić do sklepów. Co ty na to? Mogłybyśmy pójść do centrum przy Liceum Eleven High. Właśnie tam szłam, bo przy plaży nie ma czego teraz szukać. Czekaj, czekaj… Ja cię z koś kojarzę! Lou! Nie wierzę to naprawdę ty?! – torby, którymi energicznie gestykulowała wylądowały na chodniku, a jej ręce poszybowały wysoko w górę. Uśmiechnęłam się, ale wiedziałam, że teraz czeka na mnie tłum fanów. Zawsze się tak zaczyna. Jedna osoba, która mnie rozpozna wrzeszczy na pół miasta, a moje plany... A tak: znikają. Bezpowrotnie toną w śmiechu i szczęściu jakie daje ludziom moja obecność. Beznadzieja.
   Przyłożyłam jej rękę do ust i ruszyłam do przodu pochylając głowę, aby moje włosy osłoniły twarz. Oczy dziewczyny rozszerzyły się na sekundę, a potem zwęziły, gdy zrozumiała co robię. Kiwnęła głową na znak, że będzie cicho. Puściłam jej twarz i razem odeszłyśmy z miejsca zdarzenia. Dwie przecznice dalej znalazłyśmy sklep, gdzie kupiłam okulary przeciwsłoneczne.
   Wyglądałam w nich głupio, bo na ulicach panował półmrok. Brunetka zainwestowała w taki sam dodatek i założyła go na nos. Zsunęłam okulary niżej na nos i rzuciłam jej pytające spojrzenie.
   - No co? – zapytała przeglądając się w szybie jakiejś kawiarni. – Nie tylko ty możesz wyglądać jak idiotka! – zaśmiała się, a ja odpowiedziałam jej nieśmiałym uśmiechem. – To jak idziesz ze mną na zakupy?
   - Em, ok... –moja wypowiedź brzmiała bardziej jak pytanie. Entuzjazm i bijąca od dziewczyny energia była zdumiewająco silna. Zachichotała. Co ją tak bawiło? To, że nie mam zwyczaju chodzić z ludźmi spotkanymi przed chwilą na chodniku na zakupy? Jak dla mnie to całkiem logiczne. Gabe będzie chyba musiał przybliżyć mi jeszcze bardziej zwyczaje nastolatków. Myślałam, że dobrze sobie radzę, ale jak widać: jestem zielona w tych dziedzinach.
   Dziewczyna chyba dostrzegła moje oburzenie, bo nagle uspokoiła się, ale na jej twarzy nadal gościł szeroki uśmiech.
   -Przepraszam. Po prostu nie mogę uwarzyć, że idę na zakupy z samą Louellą Seremee! Wiesz jaki to zaszczyt. Jestem taka głupia, że cię nie zauważyłam! Gdybyś do mnie nie podeszła… Matko wolę lepiej nie myśleć! – zaczęła i nie zapowiadało się, aby miała szybko skończyć. Jest całkiem miła. Na pewno gadatliwa! Uśmiechnęłam się do niej. – Chodź! – Ruszyła ulicami Miami nie zmykając ust nawet na sekundę. Zastanawiałam się, w jaki sposób oddycha. Powinna robić, chociaż chwilowe przerwy na nabranie powietrza. – A to tak! – Dziewczyna otwartą dłonią uderzyła się w czoło. – Jestem Deby – Wyciągnęła rękę. Uścisnęłyśmy sobie dłonie. Następnie powróciła do poprzedniej czynności: nieprzerwanego monologu. Najwidoczniej ona Ne potrzebowała powietrza. Dziwna sprawa.
   Po równo siedemnastu minutach, trzydziestu dwóch sekundach weszłyśmy na teren centrum handlowego. Był to placyk z fontanną otoczony trzy - czteropiętrowymi budynkami, w których mieściły się sklepy. Tylko jeden z cegłowych prostopadłościanów nie pasował do reszty. Był o trochę wyższy i wydawał się tajemniczy. Przyglądałam się mu, na pewno jest stary.
   - Deby? Co mieści się w tym budynku? – przerwałam dziewczynie monolog. Spojrzała w pokazywaną przeze mnie stronę. Wyprostowała się sztucznie i nienaturalnym basem zaczęła:
   - A oto przed tobą, – Zrozumiałam, że kogoś udaje. – droga Louello, budynek Liceum Publicznego Eleven High, gdzie droga młodzieży uczęszcza, ucząc się przystosowania do życia. Liceum to, zostało otworzone w bla, bla, bla! – Zaśmiałyśmy się razem. – Mniej więcej tak wygląda rozpoczęcie każdej wypowiedzi naszego dyrektora. – Wyjaśniła normalnym już głosem.
   - Uczysz się tam? – Głupie pytanie, przecież prze chwilą to powiedziała.
   - Tak, od września. – Dziewczyna odpowiedziała, nie zauważając idiotyzmu tego pytania. – Co prawda to dopiero półtora miesiąca, ale już mam dość tego starego, złośliwego idioty! – To tak z serii ‘Bo szacunek to podstawa’. Uśmiechnęłam się. Deby wydawała się zaskakująco uczciwa. Nawet przy Alex’ie nie czułam się tak swobodnie. Czułam, że mogę jej wszystko powiedzieć, wyjawić każdą z tajemnic (a jest ich sporo) bez ponoszenia żadnych konsekwencji, ponieważ ona nikomu nie powie. Zachowa to dla siebie i nieważne, co się stanie, będzie lojalna do ostatniej kropli krwi, do ostatniego oddechu.
   To głupie i pewnie złudne wrażenie pozwoliło mi się otworzyć i powiedzieć jej wszystko, o co tylko zapyta. Byłam gotowa na tą relację. Nie to złe słowo. Byłam gotowa na tę przyjaźń.
   Do mojej głowy wdarło się kolejne wspomnienie. „Przyjaźń?! – Na twarzy Gabe malowało się rozbawienie pomieszanie z brakiem czegokolwiek, jakiegokolwiek szacunku do tego słowa. – To jakiś kit! Ludzie oszukują siebie, ranią i wbijają sobie noże w plecy, ale nazywają siebie nawzajem przyjaciółmi. Ludzie nie są zdolni do bycia przyjaciółmi. Nie są warci siebie wzajemnie. Jeden upada niżej od drugiego. Maleńka Lou, posłuchaj, przyjaźń istnieje tylko w wyobraźni ludzi. Są na tyle durni, aby wierzyć w najbardziej głupią i bezpodstawną bajkę pod tytułem: Przyjaźń. To wszystko to tylko głupi żart!”. Po dobitnym wyjaśnieniu przez Gabe, co to przyjaźń, dużo o niej czytałam. W tajemnicy przed czarnowłosym. Wiele nieprzespanych nocy spędziłam nad ludzkimi książkami. Przeczytałam wiele książek z fabułą, ale rówieśną dużo wyjaśnień słownikowych. Znam wersją Gabe i ludzi. Osobiście jestem za ludzką definicją, chce udowodnić mu, że przyjaźń istnieje i zamierzam wykorzystać w tym celu właśnie Deby!
   - Jest miejsce? W szkole? – zapytałam zapominając o słowach chłopaka, które nadal dźwięczały mi w uszach. Skupiłam się na celu, tak jak mnie uczył. – Zamieszkam teraz tu, a Alex szuka mi szkoły…
   - Naprawdę!? Chcesz chodzić tu do szkoły?! Do tej zapuszczonej budy? Razem ze mną­­?! – krzyczała na chyba całe centrum. Ludzie przechodzący obok patrzyli na nas. Wręcz rzuciłam się w jej stronę, zakrywając jej usta.
   - Błagam przestań! – Przerwałam jej, odciągając na bok. Uśmiechnęła się do mojej dłoni.
   - Przepraszam. – powiedziała, gdy zdjęłam jej rękę z twarzy. – To po prostu spełnienie marzeń każdej dziewczyny… Tfu! Dziewczyny! Wszystkich nastolatków! – Wymieniłyśmy uśmiechy i ruszyłyśmy w stronę sklepów.

*półtorej godziny później*
 
   Uginałyśmy się pod ciężarem naszych toreb. Odwiedziłyśmy trzy sklepy, opróżniając półki i wieszaki. Każda z nas wydała kilkaset dolarów. Spędziłam ten czas w bardzo przyjemny sposób, ale wolałam nie myśleć jak bardzo Alex ucieszy się ze sposobu opróżniania przeze mnie konta.
   Ze względu, że jestem niepełnoletnia ma stały wgląd na moje wydatki, ponieważ to on tak jakby jest moim opiekunem. Nigdy nie chodziłam do szkoły, bo załatwiał mi guwernantki, które jeździły za nami po świecie, zamęczając mnie tysiącem lekcji.
   - Niedługo zamykają wszystko oprócz kina. – zaczęła, Deby – Muszę wracać, bo rodzice mnie zabiją! A ty?
   - Ja mieszkam sama. – rzuciłam próbując rozłożyć ciężar ubrań równomiernie. – Jakbym mieszkała z Alex’em, zaczęłyby się plotki.
   - No tak! A ci zazdroszczę. – powiedziała z uśmiechem. - Ale gdzie są twoi rodzice? Pozwalają ci podróżować z niewiele starszym od siebie mężczyzną po świcie? U mnie by to nie przeszło…
   - Ja,… Nie… Nie mam rodziców – posmutniałam. Właściwie nie wiem, dlaczego. Nic nie tracę, bo nigdy nie miałam nikogo, kto czuwałby nade mną. Nikogo, kto zabraniałby mi czegokolwiek. Nigdy. Więc dlaczego czuję wewnętrzną tęsknotę? – Nie wiem skąd się wzięłam. Mam tylko Alex’a. Dobrze nam razem. – Uśmiechnęłam się w jej stronę. – On ma mnie, a ja jego.
   - No, a co z tym? – zapytała podkreślając ostatnie słowo.
   - Z czym? – Nie zrozumiałam, o co tym razem jej chodzi.
   - No wiesz! – powiedziała znacząco, ale ja wciąż nie wiedziałam, o co chce mi przekazać.
   - Nie wiem! Naprawdę!– zaśmiałam się.
   - Co z babskimi sprawami? – Zatkało mnie. Na serio.

<<***>>

A oto rozdział 2. Pojawiła się nowa bohaterka, jest już dodana. Zachęcam do zajrzenia do tej zakładki, ponieważ to pomoże wam w zrozumieniu niektórych bohaterów.
Pracuję nad nową zakładką ‘Piosenki’. Będą tam umieszczone teksty piosenek Lou i jej przyjaciół w języku polskim i angielskim. Co o tym myślicie? Zamiast przedłużać rozdział o całą stronę A-4 na piosenkę, będę mogła dać jej tytuł, a zainteresowani przeczytają jej tekst…

To tyle jak na razie.

Pozdrawiam

*Lou*

11 komentarzy:

  1. Wybór między "przyszłością" a normalnym życiem musi być naprawdę trudny...
    Drobna literówka: "Ale robę to i wiem, że jest to niesłuszne. " :)
    Mi kiedyś też nie smakowała kawa, a teraz nie mogłabym przeżyć tygodnia bez chociaż jednego kubka ;)
    Niby pojawia się dużo krótkich zdań, ale piszesz je w taki sposób że to w ogóle nie odbiera uroku całemu rozdziałowi ;)
    Czekam na kolejny rozdział :)
    Powodzenia :)
    http://magiafuego.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział bardzo mi się podobał! Był taki... Wesoły? Chyba takie określenie pasuje :D Podoba mi się jak piszesz. Szybko się czyta ^.^
    Wiesz? Nie sądziłam, że Lou będzie chciała iść do szkoły. No ok. Ja też lubię do niej chodzić, ale to zależy. Często się przez to nie wysypiam, bo na siódmą mam autobus :/ No, ale w sumie to rozumiem bohaterkę. Jeszcze nie jest pełnoletnia i powinna chodzić do szkoły, a że nie lubi tych guwernantek (ja też nie wiem, czy w ogóle chciałbym mieć z nimi lekcje, bo to musi być trochę nudne, a w szkole nigdy nie ma powodów do nudów) to nie dziwię się, że chce iść do szkoły :D
    Polubiłam Deby. Jest bardzo miłą osobą. Może jest rozgadana i taka... Roztrzepana? Ale mimo to jest sympatyczną i roześmianą osobą :) Mam nadzieję, że Lou pójdzie do tej szkoły, co chodzi Deby. Fajnie by było, gdyby obie się zaprzyjaźniły. Może są inne, ale co to może przeszkodzić?
    No nic. Czekam kochana na nn! Potopu weny życzę, buziaczki :***
    madziula0909

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozdział ciekawy a zwłaszcza kochana Deby, która bardzo mi kogoś przypomina xd Nie wiem co Gabe'owi siedzi w głowie i chyba nie chcę wiedzieć a Lou życzę powodzenia. Dziewczyna musi sama poznawać świat, aż się boję co z tego wyniknie.
      Jednak jedna mała rada: radzę ci dwa razy przeczytać tekst przed publikacją, gdyż widziałam parę literówek. Jak jest jedna czy dwie to jeszcze ujdzie, gdyż mi samej się często zdarzają (niestety najczęściej widać to dopiero po publikacji), ale radzę na to uważać, gdyż są to błędy ostro widocznie i po prostu psują radość z czytania. Mówię to, żeby nikt się więcej nie przyczepił :)
      I to tyle. Mam tylko jedną wielką prośbę: proszę, nie spamuj na moich blogach. Na kronikach ciemności akurat to moja wina, bo okazało się że nie oznaczyłam okładki spam i po prostu nie była ona widoczna, ale nie sądzisz że na jednym blogu w zupełności wystarczy? Reklama- rozumiem, sama się reklamuję, ale proszę, nie wpychaj mi na siłę swojego bloga. Raz pozostawiony link wystarczy i nie mam o to wielkich pretensji. Po prostu mała rada, bo ludzie reagują na to dwojako a czasami właśnie jak ja. Pozdrawiam, życzę weny :)
      PS: Przepraszam, że piszę w odpowiedzi ale nie wiem czemu nie chciało tego dodać jako normalnego komentarza.

      Usuń
    2. Przepraszam za spam, nie wiedziałam, że zostawiłam na kilku twoich blogach komentarz :/
      Wchodziłam z blogów, które znam na 'polecane', ' czytane', więc nie za bardzo patrzyłam, na to, komu zostawiam komentarz. Jeszcze raz przepraszam...

      Usuń
    3. Zostawiłaś na dwóch, więc spokojnie :) Nie przepraszaj aż tak, nie jestem super zła czy co, po prostu ostrzegam, bo niektóre osoby może coś takiego zdenerwować. Nie masz się o co martwić i się nie tłumacz:)

      Usuń
  3. Witam!
    Dzięki za powiadomienie o nowym rozdziale :) Przybyłam i jestem więc...

    Co do rozdziału :
    Wiemy już, że Louella, potrafi zmieniać... Swoją osobowość. Raz może być trzynastolatką grającą w gry a raz dorosłą kobietą, która chce chodzić do szkoły. Nie wiem właściwie czy ona jest dorosła, bo przez te zmiany jej osobowości zupełnie się pogubiłam i już nie wiem ile lat ma bohaterka. :/ Ale... Ona chce chodzić do szkoły! To jest trochę dziwne, bo wygląda to tak, że sława, pieniądze, koncerty, a jeśli sława, pieniądze i koncerty to zapewne też podboje miłosne wcale jej nie cieszyły. Myślę, że ona chciałaby po prostu oderwać się od tej rutyny, spróbować czegoś nowego. Na przykład pójść do szkoły, albo na zakupy :)
    Wydawało mi się, że początek rozdziału dotyczący sukienki był właśnie taką kolejną zmianą jej osobowości. Dobrze by było, przynajmniej dla mnie, jeśli wymyśliłabyś dla tego jakąś nazwę, żeby jakoś to określić. Coś mi się zdaje, że jej menadżerowi zależy tylko na trzepaniu kasy, bo warunek jaki jej postawił, jeśli chciałaby pójść do szkoły, był jasny. Pozdrawiam i zapraszam do mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jakim cudem komentarze dodane są 2-6 lutego, a rozdział 25 marca?;D Rozumiem, że go poprawiałaś albo coś w tym stylu. No nie ważne. W każdym razie przybywam i ja ze swoją opinią. Bardzo mi się podobał ten rozdział, choć nadal nie moge się przekonać do Gabe'a. Jak dla mnie zachowuje się trochę jak tyran. Natomiast bardzo zaskoczyła mnie Deby i jej gadatliwość. To trochę nietypowe by zaraz po poznaniu człowieka zapraszać go na zakupy i zachowywać się jakby znało się go od zawsze. Ale z drugiej strony... spotkała gwiazdę, więc miała prawo trochę oszaleć;D Natomiast zaskoczyła mnie reakcja Lou. Naprawdę byłaby w stanie tak szybko jej zaufać?

    Pozdrawiam! ;*
    A w wolnej chwili zapraszam do siebie, gdzie pojawiły się nowe rozdziały;) Jeden (chyba) z nich skomentowałaś dlatego powiadamiam.

    sila-jest-we-mnie.blgspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Rety kotlety, trochę się pogubiłam w tych jej zmianach hahah xd Czytam i zastanawiam się, w którym momencie życia jest.
    Ale wiesz, ciekawi mnie to, bo to pierwszy blog, gdzie bohaterka może zmieniać osobowość, wygląd i wszystko. Kurczę, ciekawe co to dalej będzie.
    Ostatnio polubiłam Gabe, ale teraz nie wiem. Taki chyba.. ciężki człowiek to będzie, coś na pozór tyrana czy coś? Chyba że nas zaskoczysz i coś zmienisz :D

    Jak zawsze czekam na kolejny <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Miałam chwile, wiec poświeciłam ją aby wpaść w końcu do ciebie :)
    Prolog trochę zagmatwany, ale to jest plus ponieważ pragnęłam dowiedzieć się o co w tym wszystkim chodzi.
    Uwielbiam fantastykę, dlatego też będę częściej tu zaglądać.
    Co do rozdziałów to nie mam do czego się przyczepić, albo po prostu nie zauważyłam żadnych błędów, tak mnie to wciągnęło.
    Historia ciekawię się zapowiada sławna gwiazda idzie do szkoły, coś czuję że będzie się wiele działo.
    Co do Gabe'a lubię gościa, może dlatego że kręcą mnie takie typki ;D
    Ale mógłby odpuścić trochę naszej Lou.
    Co do Lou to ma ciekawą moc i ta zmiana wyglądu, łoł tez bym tak chciała :D

    Czekam z niecierpliwieniem na środę (01.04) na pewno tu zaglądnę.
    Ale była bym wdzięczna gdybyś dała mi znak, w tygodniu pracuję i pewnie zapomnę, a jestem strasznie ciekawa co będzie dalej się działo.

    No to tyle :D
    Pozdrawiam i życzę weny :)
    PS. dodaje cię do zakładki czytane blogi :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Nominuję Cię Liebster Blog Award!
    http://patria-by-leonessa-de-argentum.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Nominuję cię do Liebster Award!
    ruler-dying.blogspot.com
    Diane

    OdpowiedzUsuń